Prawie 100 lat temu tu, gdzie teraz stoją bloki osiedla Piastów, rozpościerały się łąki. Na początku I wojny światowej trawiasta równina zainteresowała niemieckich sztabowców. W zaledwie kilka miesięcy na ponad 100 hektarach stworzyli lotnisko, hangary i koszary. W 13 lat po starcie pierwszego aeroplanu, w Słupsku powstała Szkoła Obserwatorów Lotniczych.
Niektórzy spadali z nieba
Była jedną z kilku na terenie niemieckiej Rzeszy. Szkoliła obserwatorów i pilotów, najczęściej bardzo młodych, którzy dopiero co przekroczyli 20 rok życia. Wtedy jeszcze nie było radarów i gps-ów. Młodzieńcy uczyli się więc orientowania w przestrzeni na podstawie obserwacji dróg i rzek, konturów lasów i pól – a także wyszukiwania i rozpoznawania w terenie stanowisk artylerii, maszerujących kolumn wojskowych itp.
Nowa broń przyciągała romantyków marzących o rycerskiej walce w przestworzach. Mamy informacje o kilku huzarach ze stacjonującego w Słupsku 5. pułku, którzy przepisali się do lotnictwa. Szkolili się tu także oficerowie austro-węgierscy.
Ale nie była to bezpieczna szkoła. Samoloty z drewnianych listewek oblekanych płótnem bardzo często spadały na ziemię. Tomasz Urbaniak ze Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Słupskiej zgromadził cyfrowe kopie wielu archiwalnych zdjęć ukazujących te katastrofy, wykonanych zapewne na terenie lotniska. Na pewno gdzieś tu, nieopodal hali Czarnych, wbił się 31 sierpnia 1918 r. w ziemię jednomiejscowy Fokker, pilotowany przez porucznika Krotha.
– Trzy minuty po starcie runął w dół z wysokości około 150 metrów i spadł jakieś 300 metrów ode mnie – napisał na odwrocie fotografii jej nieznany autor. – Pilot zył jeszcze przez pół godziny, potem zmarł. Obrażenia: złamane nogi, rana głowy. Silnik maszyny wbił się w ziemię.
Linia Londyn – Petersburg
Takich katastrof było tu więcej. Między innymi 3 kwietnia 1917 roku śmiercią lotników za cesarza i Vaterland zginęło tu dwóch poruczników: Mueller i Scheidel oraz obserwator Coeln, 8 lipca 1918 – porucznik Calveran i porucznik Pensel. Wkrótce okazało się, że na darmo, bo Rzesza przegrała wojnę. Na łąkach, na które spadali, pojawili się zwycięscy oficerowie francuscy, brytyjscy i włoscy.
Nakazali Niemcom zlikwidować lotnisko i zrównać budowle z ziemią. Szlag trafił 10 hal o wymiarach 67 na 22,5 m, zbudowanych zaledwie 4 lata wcześniej za ogromne pieniądze. Ocalał tylko jeden duży budynek: biurowiec w kształcie litery "u” z dzisiejszą halą Czarnych w środku.
A to dlatego, że dzięki zaangażowaniu słupskich władz miejskich udało się przekonać ententę do zgody, by na terenach dawnego lotniska wojskowego przy ul. Grottgera powstał cywilny port lotniczy.
Słupski burmistrz Luetje słał apele do aliantów i do władz niemieckich w Berlinie. Argumentował, że Słupsk leży na jednym z najbardziej obiecujących szlaków lotniczych w Europie, z Londynu przez Berlin, Szczecin, Danzig i Królewiec do krajów bałtyckich i dalej do Petersburga. Miasto wstąpiło do związku Niemieckich Portów Lotniczych. Zadeklarowało, że jest gotowe do daleko idących ustępstw w sprawie podatku za grunty.
Regularne loty zaczęły się w 1925 roku. A od 26 kwietnia 1926 roku na Grottgera w Słupsku samoloty mogły lądować i startować także w nocy. W związku z nocnymi lotami zainstalowano odpowiednie oświetlenie, a obok lotniska zbudowano 28-metrowe maszty dla 300--watowej radiostacji. Na
wieży ciśnień na wschodnim krańcu miasta zainstalowano lotniczy odpowiednik latarni morskiej: ruchomy reflektor, z którego co 2,9 sekundy emitowano błyski trwające 0,1 sekundy.
Ze Słupska latano do Berlina, Szczecina, Danziga, Elbląga, Malborka, Królewca oraz obecnego Czerniachowska w rosyjskim Obwodzie Kaliningradzkim (Prusy Wschodnie), wówczas Insterburga. O ile w 1925 roku odprawiono z ul. Grottgera 14 samolotów, to w 1926 już 154, a w 1927 – aż 300. Były to jednak małe jednostki i pasażerów było niewielu. Na 300 aeroplanach w 1927 roku przyleciało do Słupska tylko 519 osób, 3,5 tony ładunków i 329 kg przesyłek pocztowych.
Większe samoloty zaczęły latać przez Słupsk od 1929 roku. W 1932 roku w 204 maszynach, które lądowały w Słupsku, przyleciało 538 pasażerów. Ale już od 1934 roku ruch pasażerski zaczął przygasać. Coraz większe samoloty nie potrzebowały już międzylądowań w Słupsku.
Ruch jak w ulu
Kolejne odrodzenie lotniczego Słupska przypadło na lata tuż przed i w czasie II wojny światowej. Wtedy na polach przy ul. Grottgera lądowało nawet po 200 samolotów dziennie. Według fachowców, wtedy właśnie między ramiona litery "u”, tworzone przez ocalały z I wojny budynek, wstawiono nowoczesny hangar lotniczy. Lotnictwo pasażerskie niedługo się nim cieszyło.
Z czasem krajobraz dzisiejszej ul. Grottgera zdominowały bombowce nurkujące i transportowce, zwiastujące pożogę, zniszczenia i śmierć. Kilkakrotnie lądowały tu też tajemnicze maszyny, wykonujące sekretne misje (o tym napiszemy wkrótce). Zagrożony rozbiórką hangar, do którego pielgrzymują teraz pasjonaci historii lotnictwa, był niemym świadkiem tych zdarzeń.
Po wojnie dawne lotnisko Stolp – West aż do końca lat 60. służyło słupskiemu aeroklubowi. Dziś prawie nie ma już po nim śladu. Przetrwał tylko ten hangar, który wkrótce może zniknąć z powierzchni ziemi.
bilde.jpg Katastrofa samolotu porucznika Krotha 31 sierpnia 1918 roku wydarzyła się nieopodal dzisiejszej hali Czarnych.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum