Wolne Forum Gdańsk Strona Główna Wolne Forum Gdańsk
Forum miłośników Gdańska

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: feyg
2009-02-09, 16:32
Napoleoński wątek związany ze Skarszewami
Autor Wiadomość
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-11-14, 20:48   

Marcin napisał/a:
Jak się okazuje w Skarszewach wsławił się (nomen omen) ppor. Osiński... ;-) :-D



Wynika z tego, że trafiłeś na napoleońskiego przodka, który z tego kilkusetosobowego oddziału polskich żołnierzy najgodniej zachował się podczas ataku Prusaków na Skarszewy.
 
 
Marcin 


Wiek: 49
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 47
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-11-17, 12:58   

E. Zimmermann napisał/a:

Wynika z tego, że trafiłeś na napoleońskiego przodka, który z tego kilkusetosobowego oddziału polskich żołnierzy najgodniej zachował się podczas ataku Prusaków na Skarszewy.

To już kolejny przodek... ;-) - ale pierwszy "nieartyleryjski" (patrz załącznik). :-D
E. Zimmermann napisał/a:
zobaczmy fajki, jakie palili żołnierze napoleońscy... Innym rodzajem były bardziej trwałe fajki typu złożonego, w których główka też najczęściej była gliniana, przy droższych fajkach sepiolitowa (z "pianki morskej", minerału, który po wrzuceniu do wody utrzymuje się na powierzchni), później drewniana. Cybuchy do faj złożonych, zwanych też lulkami, zwykle wykonywano z drewna wiśni lub leszczyny, a ustnik przeważnie robiono z rogu.

I właśnie taka faja palona przez żołnierza formacji DOUANES IMPERIALES.

przodek.jpg
Plik ściągnięto 27135 raz(y) 29,26 KB

DI faja.jpg
Plik ściągnięto 27135 raz(y) 81,51 KB

 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-11-17, 17:39   

Udając się wczoraj do Muzeum Miasta Gdyni na wernisaż wystawy Symbolika Niepodległości 3 maja 1791 sierpień 1980 nie przypuszczałem, że spotkam tam oddział napoleoński. A wśród nich znajomych eksploratorów z czasów, gdy mieszkałem w Danzigu. Codziennie chodziłem wtedy na bastiony ziemne, niezwykle zasobne w drobne ale często znakomite artefakty. Tam zacząłem zbierać dawne fajki ceramiczne, z których ogromna ilość pochodziła z czasów napoleońskich. Długo wspominaliśmy te piękne czasy, gdy na bastionach były jeszcze działki i po każdym deszczu wychodziły z ziemi zabytki. Białe główki fajek zbierało się wtedy jak pieczarki na plantacji. Tyle tego było. Starczy jednak tych wspomnień, wracajmy do muzeum.

Bardzo się ucieszyłem zobaczywszy z daleka dwóch żołnierzy w mundurach Pułku 12tego Piechoty Xięstwa Warszawskiego. Niezwykle miła niespodzianka. A jeszcze większą niespodzianką było to, że jednym z żołnierzy okazała się dzielna dziewczyna Katarzyna Rojek, pełniąca wartę obok Remigiusza Pacera. Pierwszy raz widziałem dziewczynę w napoleońskim mundurze, dlatego pozwoliłem sobie dołączyć aż trzy zdjęcia tych wartowników. Przed oficjalnym otwarciem wystawy odbyła się uroczysta musztra oddziału żołnierzy Napoleona. Nie zabrakło również Marcina z ręką na temblaku. Gdy przechodził obok zaproszonych gości, pewna pani powiedziała do koleżanki: popatrz, jak świetnie ucharakteryzował się na rannego żołnierza. Gdy oznajmiłem im, że on nie udaje rannego, a niedawno wrócił z bitwy narodów pod Lipskiem, serdecznie się uśmiały, traktując moje wyjaśnienie jako żart.
Imponująca ilość rewelacyjnych eksponatów sprawia, że w swojej kategorii jest to wystawa stulecia, którą z całą pewnością warto obejrzeć. Na fotkach pokazuję tylko jej fragment oraz znakomicie prezentujących się żołnierzy Cesarza Francji. Będziemy ich gościć w Skarszewach w 202 rocznicę walk żołnierzy napoleońskich z Prusakami. Na otwarciu wystawy był obecny Sekretarz Gdyni, znakomity kolekcjoner, Jerzy Zając. Bardzo zainteresował się planami zorganizowania w Skarszewach wystawy pamiątek z czasów napoleońskich, którą przygotują rekonstruktorzy z Pułku 12tego Piechoty Xięstwa Warszawskiego. Obiecał przyjechać do Skarszew, być może z beczką piwa na napoleońską ucztę w piwnicach skarszewskiego zamku.

Fot. E. Zimmermann

MMG 001.JPG
Plik ściągnięto 27094 raz(y) 23,07 KB

MMG 002.JPG
Plik ściągnięto 27094 raz(y) 24,02 KB

MMG 003.JPG
Plik ściągnięto 27094 raz(y) 21,56 KB

MMG 004.JPG
Plik ściągnięto 27094 raz(y) 23,15 KB

MMG 005.JPG
Plik ściągnięto 27094 raz(y) 24,18 KB

 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-11-17, 17:42   

C.d. Warto zwrócić uwagę na fajkę glinianą na kapeluszu rannego żołnierza (zdjęcie MMG 010)

MMG 006.JPG
Plik ściągnięto 27089 raz(y) 30,78 KB

MMG 007.JPG
Plik ściągnięto 27089 raz(y) 22,63 KB

MMG 008.JPG
Plik ściągnięto 27089 raz(y) 26,73 KB

MMG 009.JPG
Plik ściągnięto 27089 raz(y) 24,33 KB

MMG 010.JPG
Plik ściągnięto 27089 raz(y) 22,79 KB

Ostatnio zmieniony przez ezet 2008-11-17, 17:50, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2008-11-17, 17:44   

Bardzo bogata wystawa.
Aż ciężko się skupić na poszczególnych eskponatach. Jest ich tam tysiące.
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-11-17, 18:08   

W czasach napoleońskich palenie fajki wśród żołnierzy było tak popularne jak obecnie papierosów. Marcin w sposób wzorcowy pokazuje, w jaki sposób noszono je na kapeluszu.
Warto dodać, że te niesamowicie bogate zbiory pochodzą przede wszystkim z kolekcji legendarnego kolekcjonera Andrzeja Sas-Jaworskiego.

MMG 011.JPG
Plik ściągnięto 27082 raz(y) 18,77 KB

Komisarz wystawy Andrzej Sas-Jaworski na tle ekspozycji napoleońskiej.JPG
Plik ściągnięto 27083 raz(y) 19,13 KB

 
 
Sabaoth
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-17, 18:56   

Ja mam jedno pytanie, czy w czasach napoleońskich stosowano gips do unieruchamiania kończyn? Czy może tylko łupki? :hihi:
 
 
Marcin 


Wiek: 49
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 47
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2008-11-17, 20:22   

Sab, w czasach napoleońskich unieruchamiano kończyny głównie przez ich amputację. :mrgreen:

narodowy fundusz zdrowia.jpg
Plik ściągnięto 27053 raz(y) 44,09 KB

 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2008-11-17, 20:49   

Przynajmniej potem nie było problemu ze złym zrastaniam się kończyn :mrgreen:
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-11-22, 17:11   Podanie z czasów pruskich

Podanie to często opowiadano, siedząc przy zacnym piwie Goldfarba, w siedzibie pruskiego Kriegerverein Schoeneck (Związku /Kombatantów/ Wojaków) na placu zamkowym w Skarszewach. Jest bardzo prawdopodobne, że właśnie tam w dziewiętnastym wieku narodziła się legenda, ulegając później różnym modyfikacjom. Nic zatem dziwnego, że w podaniu nie występują żadne polskie akcenty patriotyczne, związane z nadziejami niepodległościowymi okresu napoleońskiego.

PODANIE O NOCNYM ATAKU NA SKARSZEWY

Jest początek dziewiętnastego stulecia. Gród nad Wietcisą niewiele zmienił się od czasów późnego średniowiecza. Nadal otaczają go potężne mury miejskie uzbrojone w kamienno-ceglane baszty. Tam, gdzie ich nie ma, strome skarpy i rozlewiska Wietcisy stanowią równie trudną do pokonania przeszkodę. Wjazdu do miasta strzegą trzy bramy: Danziga, Chojnicka i Młyńska. Przed każdą z nich wita i żegna podróżnych gościnna karczma. Układ ulic jak za czasów panowania rycerzy Zakonu św. Jana Jerozolimskiego. Prawie cała zabudowa Skarszew składa się ze starych szachulcowych budowli – krytych strzechą domostw z widocznym drewnianym szkieletem. Obok domów sporo bud i różnych drewnianych przybudówek. Nic dziwnego, że tak często na przestrzeni wieków miasto pustoszył „czerwony kur”. W Skarszewach panuje względny dobrobyt. Mieszczanie są niemal samowystarczalni. Mnóstwo tu kupców i rzemieślników najróżniejszych profesji: piekarzy, krawców, szewców, stolarzy, garncarzy, kołodziejów, rymarzy, cieśli, murarzy, obraźników i innych biegłych w swoim zawodzie fachowców. Wszyscy, nawet najbardziej zacni i dostojni obywatele mieszkający na Rynku, posiadają pola, łąki, ogrody i stodoły usytuowane za murami miejskimi. Większość hoduje zwierzęta gospodarskie i ma prawo warzenia piwa. Liczni rybacy dostarczają na stoły wybrednych skarszewian najwspanialsze okazy szlachetnych słodkowodnych ryb z Wietcisy, Wierzycy i jezior Borowych. W mieście jest kościół katolicki, luterański zbór, synagoga i inne domy modlitwy. Każdy podług swojego obyczaju i wyznania chwali Boga. Nikogo nie dziwi, że proboszcz, pastor i rabin odnoszą się do siebie z wzajemnym szacunkiem. Nad społecznością, którą nie dzielą jeszcze różnice narodowościowe, czuwają władze miejskie dbające o ład i bezpieczeństwo. Na całym świecie wrze. W Skarszewach sielski spokój. Tylko miejscowi jasnowidze od dłuższego czasu roztaczają apokaliptyczną wizję wojennej pożogi idącej od południa na pomorską ziemię. Twierdzą, że od gorliwości modłów wznoszonych do Stwórcy zależeć będzie, czy spustoszenie dotknie Ziemię Skarszewską. Nie widząc bezpośredniego zagrożenia, mieszczanie traktują te przepowiednie z przymrużeniem oka. Strach pada na miasto dopiero pod koniec 1806 roku. Wtedy rozchodzi się wieść, iż pruski król, pod którego berłem znajdują się Skarszewy, wypowiedział wojnę potężnemu Napoleonowi.

Z początkiem roku 1807 żołnierze armii napoleońskiej ruszają na Danzig. Ze wszystkich stron słychać o grabieżach, rekwizycjach i kontrybucjach. Skarszewscy mieszczanie mają świadomość, że potężne koło historii wciągnie w swoje tryby również i ich niewielkie miasto. Z niepokojem oczekują nadejścia Francuzów, przed którymi żołnierze pruscy cofają się, nie podejmując walki. Dla pewności obywatele grodu nad Wietcisą przekazują sobie zalecenia burmistrza: bez względu na sytuację nie okazywać wrogości żołnierzom Napoleona. Robić zapasy żywności. Ukryć broń, pieniądze i wartościowe rzeczy.

Nadchodzi wreszcie dzień, którego tak się obawiają. Pewnego zimowego poranka, od strony Danzigiego Przedmieścia, ze śnieżnej zamieci wyłania się liczący kilkuset żołnierzy oddział napoleońskiej jazdy. Jego celem jest zebranie jak największej ilości pieniędzy na żołd oraz żywności dla ludzi i paszy dla koni. Nie napotykając żadnego oporu zajmują miasto. Żołnierze posiliwszy się przystępują do przetrząsania komór, stodół i chlewów na skarszewskich przedmieściach. Oficer wraz z grupą rosłych wojaków wkracza do ratusza, żądając od władz miasta wydania pieniędzy z magistrackiej kasy. Burmistrz, będąc przygotowany na taką ewentualność, wzywa skarbnika i sekretarza miasta. Przybywają niebawem. Prowadzą Francuzów do zabezpieczonego pomieszczenia i przy pomocy trzech kluczy otwierają okutą skrzynię. Jej zawartość doprowadza napoleońskiego oficera do wściekłości. Oprócz pliku magistrackich dokumentów, ksiąg i pieczęci jest tam tylko kilkadziesiąt talarów. To zdecydowanie za mało na takie miasto. Oficer żąda więcej. Miotając przekleństwa każe żołnierzom opróżnić skrzynię. Ze złością rzuca garść srebrnych monet na jej puste dno. Oznajmia, że spali miasto, jeżeli jego ludzie do zmierzchu nie dostaną od mieszczan pełnej skrzyni talarów. Żołnierze zabierają skrzynię i popychając przed sobą burmistrza chodzą od domu do domu, żądając pieniędzy. Dla zastraszenia mieszczan pierwszemu opornemu kupcowi, który odmawia wydania pieniędzy, rzucają zapaloną pochodnię na słomiany dach jego domostwa. Wybucha pożar, którego nie pozwalają gasić. Skruszony kupiec wbiega do piwnicy. Po chwili świeżo wykopane talary trafiają do skrzyni. Zadowoleni żołnierze przepuszczają mieszczan biegnących z wiadrami pełnymi wody, drabinami i bosakami. Wkrótce udaje się ugasić buchające płomienie. Oficer promienieje, jego metoda odniosła pożądany skutek. Zamożni obywatele Skarszew, głównie kupcy i rzemieślnicy, przerażeni wizją płonącego miasta oddają dorobek swojego życia. Tym sposobem do wieczora wypełniono skrzynię talarami. Według podania, była tak ciężka, że musiało ją przenosić czterech najsilniejszych żołnierzy.

Dowódca jazdy będąc przekonany, że pruskie wojsko jest daleko i boi się napoleońskiej armii bardziej niż diabła, postanawia przenocować w Skarszewach. Na kwatery wyznacza ratusz i większość domów w mieście. Sam dowódca wraz z innymi oficerami zajmuje wielką gospodę usytuowaną na Chojnickim Przedmieściu, wcześniej rekwirując karczmarzowi wszystkie zgromadzone przez niego pieniądze. Skrzynia z talarami trafia do zabezpieczonego alkierza w karczmie, a oficerowie i żołnierze przystępują do świętowania sukcesu. Mają do tego prawo, ponieważ ich misja zakończyła się pełnym powodzeniem. Stoły uginają się od wszelkiego jadła, ale w szybkim tempie ubywa wina i gorzałki. Jest wprawdzie piwo, ale taki napitek nie zadowala nawet prostych żołnierzy, ucztujących przy licznych ogniskach rozpalonych na Rynku i w bocznych ulicach. Obserwując sytuację karczmarz wpada na szatański pomysł. Aby go zrealizować, zwołuje naradę zaufanych przedstawicieli władz miasta z burmistrzem na czele oraz pokrzywdzonych kupców w podziemiach krzyżackiego zamku. Prowadzi do nich tajne przejście znajdujące się w piwnicach kupca korzennego. Tu, przy świetle pochodni, w najwyższej konspiracji przedstawia swój plan.

– Straciłem już tak wiele, że nie żal mi i reszty – zagaił rozmowę właściciel gospody z Chojnickiego Przedmieścia. – Wojsku brakuje mocnych trunków, a ja mam w zamurowanych piwnicach dziesiątki beczek „brandweina”. Trzeba wysłać gońców, żeby sprowadzili znajdujących się gdzieś w okolicy pruskich żołnierzy z danzigiego garnizonu. My w tym czasie spoimy gorzałką cały oddział, czyniąc go niezdolnym do walki.

– Zrobimy tak – kontynuował karczmarz. – Gdy wrócę do gospody to notariusz, który mówi po francusku jak swoim językiem, przyjdzie do karczmy. Nie ograbili go żołnierze, bo nie mieli z czego. Nie ma do nich żalu i może podać się za sympatyka Napoleona. Utwierdzi ich w tym przekonaniu, wskazując ukryte przeze mnie zasoby wszelkich trunków.

– I myślisz, że Francuzy uwierzą w moje czyste intencje – żachnął się notariusz przestraszony powierzoną mu misją.

– Uwierzą, uwierzą – zapewnił burmistrz, któremu pomysł karczmarza bardzo się spodobał. – Są tak upojeni swoim sukcesem i naszą uległością, że na pewno nie wzbudzi to ich podejrzeń.

– Zobaczysz, jak się ucieszą, może nawet dostaniesz jakiś medal, albo przyjmą cię w swoje szeregi – zażartował sekretarz miasta, widząc z trudem ukrywane przerażenie notariusza.

– Nie czas na żarty, panowie – uciął właściciel gospody. – Tylko ty znasz tak doskonale język żabojadów. Bez ciebie mój plan nie ma szans powodzenia - zwrócił się do notariusza.


– Zatem do dzieła – podsumował burmistrz. – Natychmiast wysyłam ludzi, którzy do skutku będą szukać żołnierzy pruskiego króla. Choćby mieli dojechać do samego Danziga.

Blademu z przerażenia notariuszowi podali bukłak gorzałki, a ten wyraźnie ucieszony, skorzystał z tego wzmacniacza odwagi. Na wszelki wypadek, żeby się nie rozmyślił, w drodze do karczmy towarzyszyło mu dwóch skarszewskich kupców. Tak jak się spodziewano, ucztujący żołnierze uwierzyli w niechęć notariusza do bogatego karczmarza i jego wielką miłość do Napoleona. Po zejściu do piwnic i rozbiciu ceglanej ściany nabrali do niego pełnego zaufania. Teraz obdarowano płynnym łupem wszystkich żołnierzy, a notariusz dbał, aby nikogo nie pominięto. Każdy pił do woli, a wesoły śpiew zamroczonych alkoholem wojaków, przetaczających beczki z gospody na Rynek i w boczne uliczki, rozbrzmiewał jeszcze długo po północy.

W tym czasie wysłani przez burmistrza ludzie bezskutecznie poszukiwali wrogich Napoleonowi żołnierzy. Był już środek nocy, gdy jeden z umyślnych natknął się w okolicy Szczodrowa na liczący dwudziestu jeźdźców oddział pruskich dragonów. W szczegółach przedstawił im sytuację przekonując, że nawet setka takich jak oni żołnierzy pokona kilkakrotnie większy oddział pijanych Francuzów.

– Może i masz rację – stwierdził dowódca dragonów. – Ale nas jest tylko dwudziestu. Nawet mając doskonałe rozeznanie terenu, w takiej liczbie nic nie zrobimy. Do świtu zostało jeszcze kilka godzin. Musimy wzmocnić nasz oddział. Rozdzielamy się na dwie grupy. Za trzy godziny zbiórka przy kościele w Szczodrowie.

– A ja w tym czasie spróbuję wśród tutejszych Niemców zebrać choćby niewielki oddział pomocniczy – dodał skarszewski posłaniec. – Po wejściu do Skarszew dołączą do nas oczekujący w mieście członkowie spisku, którzy też zbierają siły.

Bezszelestnie, niczym duchy, czarne postacie rozpłynęły się w śnieżnej zadymce, by w umówionym czasie zapełnić plac przed drewnianym kościółkiem w Szczodrowie. Przybyło przeszło dwudziestu ochotników na przyciężkich koniach i tylko pół setki żołnierzy – czarnych dragonów i czerwonych huzarów z danzigiego garnizonu – dokonujących na tym terenie rozpoznania sił nieprzyjaciela.

– Ruszamy na Skarszewy – oznajmił dowódca dragonów, przyjąwszy wcześniej odpowiedzialność za całą operację. – Jeżeli zdobędziemy miasto i wykurzymy Francuzów, sława nas nie ominie!

Do Skarszew zbliżyli się od strony nowego ewangelickiego cmentarza. Kilku ochotników w cywilnych ubraniach udało się na zwiady. Powrócili już po pół godzinie.

– W mieście cisza i spokój – oznajmili. – Dogasają ogniska, przy nich śpiący żołnierze. Żadnych wart, a karabiny ustawione w kozły. Można ich pozarzynać jak owce.

– Nie obiecujcie sobie łatwego zwycięstwa – przerwał dowódca. – Lepiej przygotować się na zacięty opór. W końcu jest ich tam podobno pół tysiąca. Uderzamy z dwóch stron jednocześnie. Zabrać ustawioną przy ogniskach broń, a potem jak najwięcej huku i wrzawy.

Nagły atak Prusaków, będący całkowitym zaskoczeniem, wywołał niebywałą panikę wśród żołnierzy napoleońskich. Nie była to walka, ale pogrom. Wyrwani ze snu półnadzy, pijani żołnierze uciekali w popłochu, tylko w razie konieczności podejmując walkę. Kto dopadł konia, miał większe szanse ocalenia. Pozostali ukrywali się w różnych zakamarkach lub próbowali przedostać się za miejskie mury. Z każdej strony słychać było nawoływania,
szczęk oręża, huk wystrzałów, rżenie oszalałych koni, jęki rannych i konających.

Gdy dragoni z huzarami dojechali do gospody, już trwała tam walka. To ograbieni mieszczanie, na czele z karczmarzem, sami postanowili wymierzyć sprawiedliwość i odebrać zrabowane im talary.

Osaczeni w karczmie żołnierze napoleońscy zrozumieli, że ich życie zawisło na włosku.
– Skrzyni już nie wyniesiemy – oznajmił dowódca. – Każdy niech bierze garść talarów i wypadamy jednocześnie głównym i tylnym wejściem oraz wszystkimi oknami. Tylko to daje nam szanse przeżycia.

Tak też uczynili, rzucając się na wroga z zaciekłością, jaką tylko śmiertelne zagrożenie wyzwolić może. Doszło do potężnego starcia. Wielu zginęło, ale zdecydowana większość Francuzów uciekła przez bród na Wietcisie w stronę Pogódek.

O świcie całkowicie zamilkły wszelkie bitewne odgłosy. Z całego miasta do lazaretu znoszono rannych. Zabitych po stronie pruskiej było zaledwie kilku. Pochowano ich godnie na cmentarzu ewangelickim. Natomiast poległych w Skarszewach kilkudziesięciu żołnierzy napoleońskich władze miasta poleciły pogrzebać we wspólnej mogile, przy rozstaju dróg prowadzących do Kleszczewa i Więcków. Bo, jak uważano, „Francuzy to antychrysty i nie należy im się poświęcona ziemia”.

Według tradycji, sam cesarz Napoleon Bonaparte w czasie podróży do Danziga zatrzymał się w Skarszewach. Wielki wódz, nie wiedząc oczywiście o przyczynach klęski swoich żołnierzy, kazał się zaprowadzić do miejsca spoczynku bohaterów bitwy o Skarszewy. Kiedy zobaczył wielką wspólną mogiłę – wybuchnął gniewem. Rozkazał niezwłocznie przeprowadzić ekshumację i urządzić tam cmentarz, jak się godzi. Ponadto wysłał jednego ze swoich adiutantów do powozu, aby przyniósł cesarskiego orła, wykonanego z pozłacanej blachy. Zażądał, żeby przy miejscu pochówku stanął pomnik tych, co polegli za jego sprawę – z dostojnym orłem na stronie frontowej. Woli cesarza, jak chce legenda, stało się zadość, a napoleoński cmentarz istniał jeszcze w latach trzydziestych dwudziestego wieku.

Fragment książki: NOCNY ATAK NA SKARSZEWY czyli zapomniany epizod z walk wojsk napoleońskich o Pomorze i Danzig 1807 roku, Skarszewy 2006.

Zebrane w książce materiały dają nam pewność, że powstałe w czasach pruskich podanie o tym, jak skarszewscy kupcy odzyskali swoje talary, ma podłoże historyczne. Dowodem na to jest przede wszystkim pismo generała Kosińskiego do generała Dąbrowskiego z 29 na 30 stycznia 1807 roku. "Amilkar" Kosiński donosi w nim o porażce majora Ulatowskiego w Skarszewach, podczas ataku pruskich żołnierzy w nocy z 28 na 29 stycznia 1807 roku. W sprawozdaniu tym, oraz w innych materiałach, nie ma żadnej informacji o udziale niemieckich obywateli Skarszew w działaniach zbrojnych przeciw żołnierzom napoleońskim.

Czy zatem stare podanie zostało celowo ubarwione w dziewiętnastym stuleciu, aby wykazać wierność i oddanie niemieckiej społeczności grodu nad Wietcisą królowi Prus? Niekoniecznie. Przypomnijmy pewne analogie. Z zachowanych źródeł wynika, że tak właśnie, w przeddzień skarszewskiej bitwy, postąpili niemieccy obywatele Tczewa, sprowadzając oddział Prusaków i rozbrajając żołnierzy napoleońskich. A Tczew i Skarszewy tworzyły wtedy główne punkty linii demarkacyjnej armii pruskiej, przygotowanej do odparcia ofensywy wojsk napoleońskich.

Ujawnienie udziału tczewskich mieszczan w działaniach przeciwko żołnierzom cesarza Francji zakończyło się ukaraniem miasta przez generała Dąbrowskiego dwugodzinnym rabunkiem – czyli totalnym spustoszeniem. Skarszewy szczęśliwie uniknęły podobnego kataklizmu. Może dlatego, że obywatele tego miasta nie występowali przeciw wrogom pruskiego króla. Możliwe też, że robili to w pełnej konspiracji, bez obecności postronnych świadków. Zatem pozostaje nam wierzyć lub nie wierzyć w przebieg wydarzeń przedstawionych w legendzie.


ISBN 83-7380-357-2 Wydawnictwo Bernardinum Pelplin.jpg
Plik ściągnięto 26920 raz(y) 22,49 KB

Parada Kriegerverein Schoeneck. Zbiór i repr. E. Zimmermann.jpg
Plik ściągnięto 26920 raz(y) 91,73 KB

KVS.jpg
Podanie przekazali członkowie pruskiego "Związku Wojaków"
Plik ściągnięto 26920 raz(y) 31,42 KB

 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-12-07, 23:40   

Marcin napisał/a:
(...) książki Janusza Staszewskiego ''Wojsko Polskie na Pomorzu w roku 1807" (piekielnie trudnej do zdobycia, niestety :-( ).


Za to w internecie dostępny jest obszerny artykuł (wskazany mi przez M.R.): Jakub Borkowicz, Walki o Tczew w 1807 roku, w: Teki Kociewskie, Zeszyt 1, Tczew 2007, s. 39-44. http://www.kaszubi.pl/kbi...iewskie_z.1.pdf Z tej publikacji pochodzi cytowany poniżej fragment.


Cytat:
Dużych zniszczeń dokonali (w Tczewie - ezet) również żołnierze, którym zastępujący gen. Dąbrowskiego A. Kosiński zezwolił na dwugodzinny rabunek miasta. W tym czasie grabiono sklepy, mieszkania i gwałcono mieszczki tczewskie. W trakcie tego rabunku życie straciło 14 mieszczan.


O zaakcentowanych w cytacie czynach napoleońskich żołnierzy podczas rabunku Tczewa w innych opracowaniach nie znalazłem żadnej wzmianki.
 
 
Feldfebel 
Feldfebel IR52


Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 290
Skąd: Danzig
Wysłany: 2008-12-17, 17:13   

Witam wszystkich!
Właśnie trwa kolejny jesienno-zimowy pobór do Regimentu Piechoty Nr52 von Hamberger.Odtwarzamy pruskich muszkieterów z okresu wojny 1806-7.Poszukujemy osób nie bojących się pruskiego drylu,zdolnych przejśc wiele kilometrów w pełnym sprzęcie żołnierza z przed 200 lat.Także takich którym nie straszne szykany podoficerów i ciężka musztra..
W tje chwili posiadamy swoje palcówki w Trójmieście,Ostródzie,Olsztynie,Lidzbarku Warmińskim,Częstochowie,Toruniu oraz Warszawie.
Nasza stronka;

http://www.twierdzadanzig.com.pl/
 
 
Feldfebel 
Feldfebel IR52


Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 290
Skąd: Danzig
Wysłany: 2008-12-17, 17:18   

E. Zimmermann napisał/a:
O zaakcentowanych w cytacie czynach napoleońskich żołnierzy podczas rabunku Tczewa w innych opracowaniach nie znalazłem żadnej wzmianki.

Owszem są-u Staszewskiego "Wojsko polskie na Pomorzu Danzigim w 1807" i w wielu innych-choćby u Conradyego.Akurat rgiment który odtwarzamy a dokładnie jedna kompania brała udział w obronie Tczewa....Z tegoż regimentu był także dowódca obrony- major Both.
_________________
Pro Gloria et Patria!
 
 
ezet 

Pomógł: 15 razy
Dołączył: 02 Paź 2008
Posty: 1604
Skąd: Pomorze Gdańskie
Wysłany: 2008-12-17, 21:58   

Dzięki serdeczne za wzbogacenie skarszewskiego wątku napoleońskiego o niezwykle atrakcyjne materiały. Byłoby wspaniale, gdyby żołnierze Regimentu Piechoty Nr52 von Hamberger wzięli udział w imprezie upamiętniającej 202. rocznicę nocnego ataku na Skarszewy. Mam nadzieję, że dyrektor Gminnego Ośrodka Kultury w Skarszewach niebawem skontaktuje się z Waszym oddziałem.

Feldfebel napisał/a:

Owszem są-u Staszewskiego "Wojsko polskie na Pomorzu Danzigim w 1807" i w wielu innych-choćby u Conradyego.Akurat regiment który odtwarzamy a dokładnie jedna kompania brała udział w obronie Tczewa....Z tegoż regimentu był także dowódca obrony- major Both.


To oczywiste, że skoro kompania regimentu, który odtwarzacie, brała udział w obronie Tczewa, masz odpowiednią wiedzę na temat szczegółów dotyczących tej pamiętnej bitwy. Niestety, z książki Janusza Staszewskiego, Wojsko polskie na Pomorzu w roku 1807, mam tylko kserokopie stron dotyczących Skarszew. Natomiast w publikacji tego autora, Zdobycie Tczewa 1807 R., Poznań 1936 oraz podanych przez Staszewskiego Źródłach wojskowych do dziejów Pomorza w czasach Księstwa Warszawskiego, Część I, Zajęcie Pomorza 1806/7 R., Toruń 1933, nie znalazłem żadnych informacji na temat gwałtów dokonywanych na tczewskich mieszczkach. Również Antoni Białkowski we Wspomnieniach starego żołnierza, mimo barwnego opisu rabunku, nie podaje żadnych informacji o tych drastycznych zdarzeniach. Nie ma też nic na ten temat w obszernym artykule dotyczącym zdobycia Tczewa, autorstwa Romana Landowskiego, Jak "pastuchy" Prusaków pogonili, Pomerania Nr 6 (382), 2005 oraz w paru przedwojennych artykułach, mniej znanych autorów.

Z drugiej strony trudno się dziwić, że tak haniebne czyny żołnierzy gen. Dąbrowskiego, jeżeli miały one rzeczywiście miejsce, są najczęściej przez polskich autorów przemilczane. Wspominasz, że jest sporo wiadomości na ten temat. Stąd moja serdeczna prośba o podanie, z jakiego źródła pochodzą informacje mówiące o tym, że podczas rabunku Tczewa gwałcono tczewskie mieszczki. I czy zostało ustalone, kto właściwie zezwolił na dwugodzinny rabunek Tczewa? Czy zastępujący generała Dąbrowskiego A. Kosiński (jak podaje Jakub Borkowicz, w publikacji: Walki o Tczew w 1807 roku, w: Teki Kociewskie, Zeszyt 1, Tczew 2007), czy osobiście gen. Dąbrowski (według Antoniego Białkowskiego oraz przypisów do tej książki, przygotowanych przez Władysława Tokarza).

Szturm Tczewa w 1807 roku. Według J. Kossaka.jpg
Plik ściągnięto 26556 raz(y) 35,82 KB

Ostatnio zmieniony przez ezet 2008-12-18, 06:13, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Feldfebel 
Feldfebel IR52


Dołączył: 17 Gru 2008
Posty: 290
Skąd: Danzig
Wysłany: 2008-12-17, 22:11   

E. Zimmermann napisał/a:
mówiące o tym, że podczas rabunku Tczewa gwałcono tczewskie mieszczki
-chodzilo mi raczej-o fakt pladrowania miasta-inna rzecz-w czasie każdej wojny w takiej sytuacji zdarzaja sie gwałty-niestety.....więc jest to bardzo prawdopodobne...Co do zezwolenia na rabunek-poszukam i sprawdze.W historii naszego regimentu;
http://www.google.de/book...&as_brr=0&hl=pl
jest wzmianka iz straty to 150 poległych i zamordowanych po zdobyciu miasta żołnierzy....Pamiętjamy że każda wojna wyzwala najgorsze instynkty-niezaleznie od narodowości.........
Co do imprezy w Skarszewach-to świetny pomysl-mozna by nawet zaplanować mała inscenizacje potyczki razem z naszymi przyjaciółmi z 12pp...
_________________
Pro Gloria et Patria!
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Partnerzy WFG

ibedeker.pl