Wolne Forum Gdańsk Strona Główna Wolne Forum Gdańsk
Forum miłośników Gdańska

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: fritzek
2010-01-27, 17:13
Sny o Dawnym Gdańsku
Autor Wiadomość
Sabaoth
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-04, 20:18   

Z taką ekipą to nie tylko lobotomię ale i przeszczep mózgu moglibyśmy wykonać, ba nawet Frankensteina stworzyć :hihi:
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2008-11-04, 20:36   

Sabaoth napisał/a:
Z taką ekipą to nie tylko lobotomię ale i przeszczep mózgu moglibyśmy wykonać, ba nawet Frankensteina stworzyć :hihi:

Saab, wystarczy nam żyjących dziwadeł :hihi:
_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
Sabaoth
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-04, 20:38   

Ale w porównaniu z niektórymi żyjącymi, Frankenstein nie jest żadnym dziwadłem, przy drobnym retuszu mógłby uchodzić za normalnego obywatela i zniknąć w tłumie :hihi:
 
 
Mikołaj 

Pomógł: 3 razy
Dołączył: 17 Maj 2008
Posty: 101
Wysłany: 2008-11-04, 20:57   

Sabaoth napisał/a:
Frankenstein nie jest żadnym dziwadłem

Dr Frankenstein na pewno nie, bo to on powołał do życia stwora, który nie wiedzieć czemu jest nazywany Frankensteinem... :roll:
 
 
Sabaoth
[Usunięty]

Wysłany: 2008-11-04, 21:45   

To znana historia, ten doktor chciał nawet żeby nazywać go Frankenstiin, na co jego służący odpowiedział, że on nazywa się Aigor :hihi: Ale powszechnie przyjęło się nazywać stwora z kwadratową głową właśnie Frankensteinem

f-stein.jpg
O tego przyjemniaczka mi chodziło.
Plik ściągnięto 22558 raz(y) 17,08 KB

 
 
feyg 


Pomógł: 50 razy
Wiek: 53
Dołączył: 10 Maj 2008
Posty: 4792
Skąd: Gdynia Mały Kack
Wysłany: 2008-11-04, 22:04   

Przystojniaczek :hihi: Dla porównania nasza podróbka:

monster.jpeg
Plik ściągnięto 22547 raz(y) 78,1 KB

_________________
Kto głośny jak dzwon, ten pusty jak on...
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2008-11-04, 23:14   

Ale kolorowa przynajmniej podróbka :idea:
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Jagst 
Automobilista

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 24 Cze 2008
Posty: 437
Skąd: Westpreussen
Wysłany: 2008-11-05, 08:34   

Sabaoth napisał/a:
To znana historia, ten doktor chciał nawet żeby nazywać go Frankenstiin, na co jego służący odpowiedział, że on nazywa się Aigor :hihi: Ale powszechnie przyjęło się nazywać stwora z kwadratową głową właśnie Frankensteinem

A w rodzinie Adamsów też był taki (może nawet ten sam) dżentelmen, ale chyba z innym imieniem...?
_________________
Pojęcia "nasz", "nasze", "my", "oni" itp... w rozmowach o historii i polityce są bardzo względne.

KTO POWIEDZIAŁ KASJER-DUPA???
 
 
Magrat 


Wiek: 38
Dołączyła: 11 Maj 2008
Posty: 70
Skąd: Oliwa
Wysłany: 2008-11-05, 09:06   




Lurch ;-)
 
 
fritzek 
Oberkalarepa


Pomogła: 10 razy
Wiek: 47
Dołączyła: 07 Maj 2008
Posty: 3529
Skąd: Neufahrwasser b. Danzig
Wysłany: 2008-11-05, 10:46   

Jagst napisał/a:

A w rodzinie Adamsów też był taki (może nawet ten sam) dżentelmen, ale chyba z innym imieniem...?

Hmmm...A ja mam wrażenie, że na naszej-klasie widziałam :hihi:
_________________
Rzaba żądzi!
Neufahrwasser...Neufahrwasser
 
 
 
Jagst 
Automobilista

Pomógł: 1 raz
Dołączył: 24 Cze 2008
Posty: 437
Skąd: Westpreussen
Wysłany: 2008-11-05, 13:11   

fritzek napisał/a:
Jagst napisał/a:

A w rodzinie Adamsów też był taki (może nawet ten sam) dżentelmen, ale chyba z innym imieniem...?

Hmmm...A ja mam wrażenie, że na naszej-klasie widziałam :hihi:

A kogóż tam nie ma.... :mrgreen:
_________________
Pojęcia "nasz", "nasze", "my", "oni" itp... w rozmowach o historii i polityce są bardzo względne.

KTO POWIEDZIAŁ KASJER-DUPA???
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-03-15, 21:35   

To się może śnić ...


Danzigie duchy - legendy o gościach z zaświatów


Cytat:
Niecodzienne zaproszenie do Katowni z prośbą o pomoc otrzymał niegdyś od pracowników Muzeum Bursztynu egzorcysta diecezji danzigiej ks. dr Andrzej Kowalczyk.

- Nie wiem, jak to się rozeszło, bo oni nie chcieli, by o tym wiedziano - mówi dziś ksiądz Kowalczyk. - Opowiadali jednak, że coś ich straszyło.

::: Reklama :::


Pomorskie Forum Eksploracyjne, temat: Katownia. Pisze "Praust", który 1,5 roku pracował przy konserwacji obiektu: "Ochroniarze z Katowni opowiadali mi, że tam straszy. I nie słyszałem tego od jednego, lecz od trzech, co tam pracowali nieraz w nocy. Słyszeli różne głosy, kroki, ktoś otwierał im drzwi od kanciapy i takie różne. Mówili, że da radę się do tego przyzwyczaić, ale i tak człowiek zawsze się jakoś nieswojo czuje...".

Ksiądz Kowalczyk pracownikom nie odmówił. Odwiedził Katownię, pomodlił się.

- Nic nie czułem - wspomina tamtą wizytę. - Nie widziałem, nie słyszałem. Są miejsca nawiedzone, ale wiąże się to bardziej z odprawianiem kultów satanistycznych, okultyzmem, okolice różnych kręgów kamiennych. A tu? Może, tak jak w przypadku więzień i aresztów, wiązać się to z życiem, w którym było dużo zła. I właśnie to nagromadzone zło rani człowieka, świadomość jego istnienia nie pozwala mu czuć się w tym miejscu swobodnie.

Ślady gilotyny

Potwierdza tę opinię major Waldemar Kowalski, wicedyrektor danzigiego aresztu. W jego gabinecie wisi robiący wrażenie tryptyk, namalowany przez jednego z byłych więźniów. Na obrazie malarz odtworzył więzienny spacerniak. Jego środek to otchłań, z której wyłaniają się twarze cierpiących ludzi. Ze ścian wychodzą postaci duchów.

- W tym budynku czuje się obcą obecność - twierdzi malarz, dziś już wolny człowiek.
Dyrektor Kowalski woli mówić raczej o "duchu historii". Najstarsze budynki więzienia przy ul. Kurkowej mają już ponad 150 lat. Siedziało tu ponad milion osób - pospolitych złodziei, zbrodniarzy, ale także ludzi niewinnych.

- Do 1937 roku tracono ludzi na cztery sposoby: przez powieszenie, rozstrzelanie, ścięcie toporem i gilotyną - opowiada major Waldemar Kowalski, autor wielu prac na temat historii więziennictwa. - Później wyłączono topór. Gilotyna stała na terenie aresztu i straszyła więźniów jeszcze kilkadziesiąt lat po wojnie. Dziś mieszczą się tam cele. Aresztanci doskonale wiedzą które.

- Nie stuka wam tu coś? - pyta od czasu do czasu dyrektor.
- Chyba w rurach - odpowiadają.

W czasie wojny wykonano egzekucje na ok. 500 więźniach. W latach 1945-1956 kara śmierci dosięgnęła ok. 150 osób, w latach 1956-1987 wyrok śmierci wykonano na 21 więźniach. Ostatni był Paweł Tuchlin, zwany Skorpionem, seryjny zabójca kobiet. Jeden z pracowników więzienia zabrał do domu sznur, na którym powieszono Skorpiona.

- Trzeba mieć świadomość, w jakim miejscu jesteśmy - stwierdza z powagą dyrektor Kowalski. A malarz dodaje: Proszę się nie dziwić, ja naprawdę widziałem te wszystkie wychodzące z murów twarze.

Ukochany strach

- To raczej temat dla psychoterapeuty - śmieje się socjolog Andrzej Łopacki. - Tak jak są ludzie bardziej wrażliwi na nastroje innych, tak być może są też tacy, którzy naprawdę wyczuwają obecność niewidzialnego. Ja jednak wiążę ten problem raczej z okolicznościami i miejscami, w jakich powstają takie plotki. Jeśli przebywa się w miejscu, z którym związanych jest wiele mrocznych i bolesnych historii, to nawet przy najbardziej racjonalnym podejściu do życia można dać się zasugerować. A przy tym ludzie bardzo lubią się bać. Można by też przeprowadzić badania dotyczące tego, jak rzeczywiste obawy i strachy wpływają na rozwój tych w wyobraźni. Może łatwiej bać się ducha niż tego, że straci się pracę, bo jest kryzys?

Inżynier Janusz Roman, prowadzący firmę remontową, został poproszony przez - jak mówi - zupełnie poważnych ludzi o "sprawdzenie" ducha pojawiającego się na strychu jednej z kamienic na Głównym Mieście. Większość mieszkańców przynajmniej raz widziała białą zjawę zmieniającą kształty.
- Wyglądała ta zjawa bardzo realistycznie, jeśli można tak powiedzieć o duchu - śmieje się Roman. - Miała też uzasadnienie w historii, bo podobno dwa wieki temu doszło w tej kamienicy do straszliwej małżeńskiej zbrodni. Tyle tylko, że ukazywała się wyłącznie zimą, przez kilka kolejnych lat. Udało nam się stwierdzić, że pochodziła z nieszczelnej rury. Para wydostawała się z niej w tak malowniczy sposób, że naprawdę przypominała ducha....

Mieszkańcy kamienicy brali pod uwagę techniczny rodowód zjawy, jednak przyznali w rozmowie z robotnikami, że "spotkania" z nią działały na nich emocjonująco.

Tupanie w muzeum

Muzeum Narodowe w Danzigu mieści się w XV-wiecznym budynku dawnego klasztoru franciszkanów. Opowieści byłych i obecnych pracowników mogłyby złożyć się na kilka odcinków filmu "Wakacje z duchami".

Przed czterema laty, krążąc po muzeum, zanotowałam następujące relacje.
Trzy panie z księgowości widziały zakapturzonego mnicha. Wyszedł z wirydarza, przesunął się krużgankami, by ostatecznie skierować się w stronę kościoła św. Trójcy. Zgłosiły obecność intruza, ale nikogo nie znaleziono.

Emerytowana główna księgowa opowiadała córce, pracującej w dziale infrastruktury muzeum, o postaci stojącej w oknie sali z ekspozycją mebli na drugim piętrze. W sali paliło się światło, chociaż strażnik przysięgał, że pogasił wszystkie żarówki. Poszła ze strażnikiem na górę - postać zniknęła, ale sala była oświetlona.

W pustym archiwum ktoś przerzucał paczki. Z innego - pustego - pokoju słychać było odgłosy pisania na maszynie. Chociaż nie ma tam żadnej maszyny do pisania.

No i tupanie na schodach na wieży. Coś najpierw tupało, a potem pogłaskało po twarzy strażnika. Omal nie dostał zawału.

Starzy pracownicy muzeum sugerowali, że "goście" pojawiają się z reguły po znalezieniu ludzkich szczątków. Przed czterema laty były to kości ofiar cholery z początku XVIII wieku, wykopane podczas prac ziemnych.

- Ostatnio nie było żadnych szczątków i nic nam nie tupało - zastrzega, z lekka się uśmiechając, dyrektor Wojciech Bonisławski.

Poza protokołem, dyrektor przyznaje, że artykuł na temat duchów w Muzeum Narodowym przyciągnął zwiedzających. Wiele osób, zamiast kontemplować sztukę flamandzką czy "Sąd Ostateczny" Memlin-ga, czujnie rozglądało się po salach. Niektórzy zaczepiali pracowników muzeum, dopytując się o metafizyczne przeżycia.

Dla uspokojenia

Nie wszyscy kierownicy placówek muzealnych w ten sposób podchodzą do opowieści o duchach. Joanna Grążawska, kierownik oddziału Muzeum Bursztynu, mieszczącego się w Katowni, bez entuzjazmu odpowiada na pytania o zjawiska nadprzyrodzone.

- Nic się nie dzieje - zapewnia. - To jakaś legenda, wymyślona przez młodego człowieka, który kilka lat temu przez krótki czas pracował w tym miejscu. Niepotrzebne szukanie sensacji.
I tłumaczy: w tym średniowiecznym budynku od XVI wieku mieścił się sąd i więzienie. Wyroków tu raczej nie wykonywano. A tortury? No cóż, zwyczajem kata było wcześniejsze oznajmianie przesłuchiwanemu, co się będzie z nim robiło i jak to będzie boleć. Wtedy z reguły ten sam decydował, że bez "nacisków" złoży zeznania.

- A w dodatku w Danzigu są miejsca, gdzie ludzie bardziej cierpieli i masowo konali. Więc jeśli już ma coś straszyć, to gdzie indziej - przypomina Joanna Grążawska. Dlaczego więc wzywano do Katowni księdza egzorcystę? Dla uspokojenia. Bo się niektórzy pracownicy bali.

- Danzig to miasto pełne legend - przypomina prof. Andrzej Januszajtis, znawca dziejów miasta. - Wiele z nich to legendy o duchach pojawiających się w najróżniejszych miejscach. Cały czas żywa jest na przykład legenda o zbóju Maternie, terroryzującym miasto, który powiesił się w lochu Baszty Kotwiczników. Do dzisiaj niektórzy go widują, więc można powiedzieć, że nadal terroryzuje, przynajmniej wyobraźnię. Ale ja nie wierzę w duchy nawiedzające zabytki do tego stopnia, żeby myśleć o egzorcyzmach...

Zdaniem profesora, na legendę o obecności duchów w Katowni wpływa też to, że przez wiele lat po wojnie jej budynek był niedostępny dla zwiedzających. Specyficzny klimat połączony z tajemniczością i historią zabytkowego budynku zrodził legendę.

Dr Jerzy Wnorowski, wykładowca z Pracowni Kryminalistyki Wydziału Prawa UG, pracował w Katowni 19 lat, do 2002 roku.

- Ludzie różnie reagują na to miejsce - przyznaje. - Wiele zależy od nastawienia psychicznego. Mnie historia nie przeszkadzała. Spędzałem tam wiele godzin, siedziałem nieraz sam, po ciemku. I co? Nic. Zamiast strachu, czułem duży przypływ energii.

Zdaniem dr. Wnorowskiego, różnego rodzaju katownie, miejsca kaźni, zbrodni, tragedii bardziej przyciągają żywych niż zmarłych.

Bo my, proszę państwa, bardzo lubimy zjawiska nadprzyrodzone. Zwłaszcza teraz, gdy całkiem realny kryzys stuka do drzwi i tupie w naszych domach. Wtedy dopiero widać, jak nieistotne są nasze własne problemy. A ten, kto już zupełnie nie wierzy w duchy, może będzie bał się czarnej wołgi. To też legenda. Zwana miejską.

_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
roland 

Pomógł: 2 razy
Wiek: 64
Dołączył: 23 Paź 2008
Posty: 316
Skąd: Gdańsk
Wysłany: 2009-03-15, 22:10   

W czasie przygotowań do otwarcia Muzeum Bursztynu pracowałem do godziny czwartej rano na terenie Katowni. Mimo prowokowania duchów (odwiedzałem wszystkie miejsca włącznie ze "Żmiją") nie udało mi się odczuć obecności istot z "tamtego świata" :hihi:
 
 
rychu40 


Pomógł: 1 raz
Dołączył: 09 Maj 2008
Posty: 464
Skąd: Oliwa
Wysłany: 2009-03-16, 01:32   

villaoliva napisał/a:
To się może śnić ...

Danzigie duchy - legendy o gościach z zaświatów
Cytat:
Muzeum Narodowe w Danzigu mieści się w XV-wiecznym budynku dawnego klasztoru franciszkanów. Opowieści byłych i obecnych pracowników mogłyby złożyć się na kilka odcinków filmu "Wakacje z duchami". Przed czterema laty, krążąc po muzeum, zanotowałam następujące relacje. Trzy panie z księgowości widziały zakapturzonego mnicha. Wyszedł z wirydarza, przesunął się krużgankami, by ostatecznie skierować się w stronę kościoła św. Trójcy. Zgłosiły obecność intruza, ale nikogo nie znaleziono. Emerytowana główna księgowa opowiadała córce, pracującej w dziale infrastruktury muzeum, o postaci stojącej w oknie sali z ekspozycją mebli na drugim piętrze. W sali paliło się światło, chociaż strażnik przysięgał, że pogasił wszystkie żarówki. Poszła ze strażnikiem na górę - postać zniknęła, ale sala była oświetlona.
W pustym archiwum ktoś przerzucał paczki. Z innego - pustego - pokoju słychać było odgłosy pisania na maszynie. Chociaż nie ma tam żadnej maszyny do pisania.
No i tupanie na schodach na wieży. Coś najpierw tupało, a potem pogłaskało po twarzy strażnika. Omal nie dostał zawału. itd.....

Przez ponad 37 lat byłem fotografem w Muzeum Narodowym. Kończyłem pracę czasami grubo po północy. Pracowałem na ekspozycjach w prawie pustym muzeum. Była tylko ochrona. Dawnymi czasy jeden portier. Specjalnie wsłuchiwałem się czy nie dobiegają jakieś odgłosy istot pozaziemskich, duchów lub białych dam. Ni cholery że się tak wyrażę. No nie było. Dementuję więc opowieści o duchach. Rzeczywistość czasami jest bardziej straszna. :shock:
 
 
villaoliva 
Administrator


Pomógł: 19 razy
Wiek: 95
Dołączył: 07 Maj 2008
Posty: 6911
Skąd: Oliva
Wysłany: 2009-10-31, 18:49   

Helołinowo :uaaa:

W nawiedzonych domach Danziga i Sopotu

Cytat:
Są tacy, którzy z takich historii tylko się śmieją. Tym wrażliwszym włosy od razu stają dęba na głowie. Niezależnie jednak od chichotów niedowiarków i strachu bojaźliwych takie miejsca żyją własnym życiem, a ich tajemnic nie udaje się wyjaśnić. Pełne błędnych ogników, dziwnych odgłosów, zjaw i innych przybyszów. No właśnie skąd? W Trójmieście mamy co najmniej kilka nawiedzonych domów. Oto najsłynniejsze z nich
_________________

W Oliwie... zawsze zielono www.staraoliwa.pl
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group

Partnerzy WFG

ibedeker.pl