Pochmurny, zimowy dzień. Na zaśnieżonym dziedzińcu stoi samochód, przy nim dwaj księża. Po drugiej stronie auta mężczyzna w czapce i kurtce. Samochód, sądząc ze znaczka na osłonie chłodnicy, to Ford.
Ze zdjęcia niewiele można wyczytać. Widać ledwie wycinek kamiennego ogrodzenia i drewniane słupy - może fragment bramy lub ganku? Na szczęście nie jesteśmy skazani na domysły. Dzięki właścicielce zdjęcia, pani Urszuli Kliszkowiak, wiemy, że zrobiono je w roku 1934 na plebanii w Wielu.
Mężczyzna w kurtce to kierowca Forda Aleksander Platta. Księdza stojącego w drzwiach auta nie udało się rozpoznać, drugi duchowny to miejscowy proboszcz Józef Wrycza, osoba wielce na Kaszubach poważana i zasłużona. Na zdjęciu brakuje właściciela auta, pana Jana Klebby, dziadka pani Urszuli. To on zapewne nacisnął migawkę aparatu.
Jan Klebba musiał być osobą zamożną, skoro stać go było na samochód. I rzeczywiście. Miał w Czersku cegielnię oraz restaurację na dworcu, przy linii kolejowej wiodącej od niedalekiej granicy polsko-niemieckiej do Tczewa. Pan Klebba z żoną i córkami mieszkał nad restauracją, na parterze znajdowały się trzy sale: pierwszej, drugiej i trzeciej klasy. W pierwszej i drugiej klasie siedziało się na pluszowych krzesłach i kanapach, stoły przykryte były białymi obrusami, a w wazonach o każdej porze roku stały kwiaty. Restauracja trzeciej klasy prezentowała się skromniej, a ceny były niższe.
Klebbowie dorobili się na początku XX wieku w Berlinie. Wyjechali tam tuż po ślubie i założyli restaurację, która stanowiła punkt zborny dla licznych w stolicy kajzerowskich Niemiec Polaków. Gdy jesienią 1918 roku odrodziła się Polska, bez wahania sprzedali interes i wrócili w ojczyste strony. A samochód - co do tego pani Kliszkowiak nie ma wątpliwości - kupiony został z inicjatywy babci Konstancji Scholastyki z domu Ostoja-Kawczyńskiej. To ona trzymała mocną ręką rodzinne gospodarstwo i zarządzała finansami.
Dziadek wolał raczej bryczkę i konia. Samochód prowadził wspomniany już Aleksander Platta. Nie było wówczas zwyczaju, by szanowany obywatel siadał za kierownicą, zwłaszcza że ówczesne automobile wymagały wielu codziennych zabiegów - olej wymieniało się co parę tysięcy km, instalacja elektryczna była zawodna, przedziurawioną dętkę łatano na drodze z użyciem łyżek do opon i specjalnej "reperaturki". Samochód obstalowany został w przedstawicielstwie Forda w Wolnym Mieście Danzigu, ale przypłynął statkiem do Gdyni. Pani Urszula pamięta, że dźwig przeniósł go z ładowni na nabrzeże w wielkim koszu uplecionym z lin. Miał piękny, szary kolor.
27 maja 1927 roku z taśmy montażowej fabryki Rouge w Detroit zjechał 15-milionowy Ford T, kończący produkcję tego modelu. Kosztem stu milionów ówczesnych dolarów przygotowano zakłady do wytwarzania nowego modelu. Ford A był większy i wygodniejszy. Oferowano go w siedmiu wersjach nadwoziowych i czterech kolorach.
Miał czterocylindrowy silnik o pojemności 2,9 litra i mocy 40 KM, hydrauliczne amortyzatory, mechaniczne hamulce sterowane linkami, a w zawieszeniu zastosowano typowe dla Forda poprzeczne resory piórowe. Do seryjnego wyposażenia należały: elektryczny rozrusznik, oświetlenie wskaźników, lusterko, wycieraczka szyby, światło stop i tylne światło pozycyjne. Ford A Roadster kosztował tylko 385 dolarów, czterodrzwiowy Tudor Sedan - 495, a podobny, ale lepiej wyposażony Fordor - 570. Samochód ze zdjęcia to rocznik 1931. Można to rozpoznać po wprowadzonej właśnie w tym roku uchylnej szybie przedniej.
Ford nie był pierwszym samochodem dziadków pani Kliszkowiak. Wcześniej mieli Chevroleta. To z kolei auto rozpoznajemy na zdjęciu jako model AB National z roku 1928, z silnikiem 2,9 litra o mocy 35 KM. Oba auta często kursowały między Czers-kiem a Danzigiem, gdzie we Wrzeszczu, przy Heeresanger, mieszkali rodzice pani Klisz-kowiak. Jej ojciec był inspektorem kolejowo-celnym w PKP i jedną z ważnych postaci danzigiej Polonii. Wracając z Czerska, mała Ula siedziała na pakunku z polskimi wędlinami, znacznie lepszymi i tańszymi od danzigich. Na wypadek, gdyby strażnicy graniczni Wolnego Miasta wykazywali nadmierne zainteresowanie wnętrzem auta (wwóz żywności był zabroniony), przygotowano dramatyczną opowieść: dziecko jest chore, wieziemy je do Marienkranken-haus przy Weidengasse, czyli do szpitala przy Łąkowej. Z powrotem wieziono zaś bańki z wodą, bo czerska była paskudna, a danziga, z ujęć głębinowych, przepyszna..
W sierpniu 1939 roku Ford został zarekwirowany przez Wojsko Polskie. Ktoś widział potem na Oksywiu jego po-dziurawiony kulami wrak. A Aleksander Platta odwiedził po wojnie swego byłego chlebodawcę. Opowiadał, że był u Andersa. Jak wielu Kaszubów został zapewne przymusowo wcielony do Wehrmachtu, trafił na front i przy pierwszej okazji oddał się do niewoli lub zdezerterował.
Po tamtym świecie pozostało dziś trochę czarno-białych zdjęć. I blaknące wspomnienia.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum